wstecz

Rumunia 2007
Wyprawa po dziurawych drogach górzystych rejonów Rumunii
Termin: 28 kwietnia - 5 maja 2007 roku

Uczestnicy:
Maju i Kasia na Hondzie Transalp


Marqs i Krysia na Hondzie Transalp


Bestia i Agnieszka na Hondzie Transalp


Jacek (Białystok) na Hondzie Transalp


Jacek (Wrocław) na BMW R1100GS



Naszym celem było zwiedzenie Rumuni.
Trasa została tak wyznaczona, aby podróżować górzystymi, często szutrowymi odcinkami, czyli tym, co Transalp lubi najbardziej.


Sobota 28 kwietnia
Pierwszy dzień to przelot z Wrocławia do Aradu w Rumunii. Przejazd przez Czechy, Słowację i Węgry, dzięki dobrym drogom, jest dość szybki. Wieczorem jesteśmy pod Aradem i zostajemy w jednym z moteli. My do pokoi, motocykle do garażu.


trasa dnia: mapa



Niedziela 29 kwietnia
Rano szukamy twierdzy w Aradzie. W końcu znajdujemy, ale okazuje się, że jest to obiekt wojskowy i nie mozna zwiedzać.
Jedziemy wiec 50km na południe - do Timisoary. Tutaj parkujemy przy ulicy i zwiedzamy centrum miasta. Na początek katedra prawosławna (cerkiew metropolitalna), potem reszta starego miasta.
Z Timisoary przelatujemy do Devy (cytadela nocą), aby w końcu na nocleg wylądować w okolicy Orastie.

trasa dnia: mapa satelita



Poniedziałek 30 kwietnia
Rano startujemy dokładnie na południe od Orastie, droga zaznaczona na papierowej mapie Rumuni jako "biała", przechodzi w pewnym momencie w szuter, potem w rozmoczone błoto, a na końcu skalisty trakt na przemian z błotem. Tak wyglądało ostatnie 20km przed zabytkiem wpisanym na listę UNESCO - Sarmizegetusa Regia. Ciekawe w jaki sposób maja sie tam dostać "normalni" turyści...
Po walce z terenem docieramy do celu - oglądamy pozostałosci osady i ponownie walka z błotem. Pogoda jest słoneczna, padało dzień wczesniej i stąd wszędzie rozmoczona, błotnista droga. Kiedy juz dojechaliśmy do asfaltu na Orastie, skręcamy w lewo w mała szutrową drogę, która prowadzi prosto na zachód, czyli w stronę Hunedoary. Ponownie jedziemy krętą, szutrową drogą przez pagórkowaty teren aby w końcu dojechać do Hunedoary. Tutaj poszukiwania zamku rodziny Corvin kończą sie sukcesem. Wspaniała budowla, zawieszona miedzy dwoma przepaściami, jest najbardziej widowiskowym i mrocznym zamkiem w Rumunii. Dane nam było ocenić to tylko z zewnątrz, gdyż w poniedziałki obiekt jest zamknięty dla zwiedzających. Jedziemy na północ znowu do Devy, ponowny rzut oka na cytadelę na wzgórzu i dalej na wschód przez Orastie aż do Sebes. Tutaj znajdujemy nocleg w motelu, motocykle z przodu na parkingu, zapięte w gwiazdę + wszystkie inne możliwe patenty.

trasa dnia: mapa satelita











Wtorek 1 maja
Rano startujemy dokładnie na południe od Sebes, na drogę 67C.
Plan jest taki: 67C na południe aż do skrzyżowania z 7A czyli jezioro Vidra. Potem na wschód droga 7A aż do głównej nr 7 pomiedzy Sibiu i Ramnicu Valcea. Potem dalej w stronę trasy Transfogarskiej od południa. Przez góry ma być 170km - wiekszość szuter.
Tyle planów - teraz rzeczywistość.
Droga 67C na połunie od Sebes to kiepski asfalt aż do miejscowości Sugag. Dalej zaczyna się szuter, a po kilkudziesięciu kilometrach po prostu wąska na jeden samochód droga "polna". Tutaj zaczynają sie pierwsze śniegi. Wspinamy się coraz wyżej i coraz częściej jedziemy po śniegu. Cały czas mamy dwie głębokie koleiny wygniecione przez koła samochodu terenowego, dzieki czemu jazda po sniegu jest możliwa. Na boki trzymają nas strome ściany koleiny, a w pionie utrzymują nas, ślizgające się po sniegu jak narty, nasze własne nogi.
Cały czas podążamy pod górę, w kierunku przełęczy na wysokości 1678 m. Niestety jakieś 4km przed przełęczą i na wysokości 1460 m skończyły się koleiny, samochód który pozostawił ślady się poddał (śnieg był coraz głębszy) i zawrócił. My nie mieliśmy juz szans pojechać dalej. Przejechaliśmy 47km od Sugag po szutrach, błotach i śniegach, ale ostatnie 10 km już sie nie dało...

Zawracamy, jedziemy w dół po tych samych śniegach aż do Sugag. Tutaj skręcamy na wschód w małą drogę w kierunku na Jinę, a docelowo do Sibiu. Po kilku kilometrach jazdy po szutrach na rozstaju dróg pytamy się tubylców czy to aby na pewno droga na Jinę. Miejscowy mówiąc "Jina" pokazuje na szczyt stromej, wysokiej góry tuż obok nas. Nie mogliśmy się z nim dogadać gdzie jest droga na szczyt, aż w końcu wsiadł w swój samochód i kazał jechać za sobą. Po kilku minutach pokazuje nam stromą dróżkę w las, pokazując że dla moto to super droga. Chyba wczesniej ogladał trial skoro tak powiedział... Ta droga to szlak dla koni (furmanek) i chyba niczego wiecej. Było ciężko, ale wszyscy dali rade. Trzeba pamiętać, że podróżujemy obładowanymi po brzegi motocyklami a tutaj taka "droga"...
Po wspinaczce docieramy w końcu na szczyt do miejscowości Jina. Dalej, w dół prowadziła już droga asfaltowa. Podczas zjazdu dwukrotnie zaskakują nasz stada owiec, idące całą szerokością drogi. Do kompletu były też osiołki z dobytkiem pasterzy na plecach i psy pasterskie.
W okolicy Sibiu wskakujemy na główna drogę i nią, wśród zielonych wzgórz, jedziemy na południe do Ramnicu Valcea, a potem do Curtea de Arges na południowym początku trasy Transfogarskiej. Tutaj znajdujemy hotel przy drodze wylotowej na Bran i w nim zostajemy na noc.

trasa dnia: mapa satelita



Środa 2 maja
Rano startujemy z Curtea de Arges na północ drogą 7C, czyli w góry Fagaras trasą Transfogarską. Powoli wspinamy się krętymi drogami wśród zielonych wzgórz, dojeżdżamy do południowego krańca jeziora Vidrara. Za krótkim tunelem na tamie jest rozwidlenie dróg: w lewo kolejny tunel i droga po zachodnim brzegu jeziora, w prawo przez tamę droga po wschodnim brzegu Vidrary. Decydujemy się na drogę przez tamę, zakładając, iż drugą stroną jeziora bedziemy wracać (wiemy już że trasa Transfogarska jest zasypana śniegiem i nie dojedziemy do tunelu pod najwyższym pasmym górskim na trasie). Wschodnia droga jest asfaltowa, ale połatana, dziurawa, a i piasek na jezdni to częsty widok. Dziury lub piasek są oczywiście na zakrętach... Nie można tutaj zbyt szybko jechać. Docieramy na koniec jeziora i dalej jedziemy pod górę.
Na wysokości 1285 m spotykamy tablice informujące o konieczności posiadania łańcuchów na koła i chyba coś o zamkniętej drodze. Jedziemy dalej, coraz więcej sniegu zalegającego na i tuż koło drogi, aż w końcu zostaje nam tylko asfalt szerokości jednego metra, a i to zaraz się kończy. Przed nami tylko biała, nieprzejezdna okolica. Dotarliśmy na wysokość 1575 m i trzeba było zawrócić. Z mapy lub wskazań GPSu wynika, że bylismy juz całkiem blisko tunelu, a co za tym idzie, zaczelibyśmy juz zjeżdżać z trasy Transfogarskiej na północ i dalej do miejscowiości Fagaras.
Liczyliśmy się z takim obrotem sprawy, bo wszystkie dostępne źródła i napotykani ludzie mówili, że drogi wyższych górach są zasypane śniegiem. Trasa Transfogarska jest przejezdna tylko latem, a nie, tak jak piszą np. na mapach, "zamknięta zimą" - jest więc spora różnica.
Zawracamy i jedziemy w dół na południe, jeszcze powyżej jeziora posilamy sie w restauracji, następnie dalej do północnego krańca jeziora Vidrara. Tutaj wybieramy drogę zachodnim brzegiem jeziora, tak aby zamknąć kółko i nie wracać ta samą trasą. Na mapie jest to droga tej samej jakości co trasa z drugiej strony jeziora, którą już przejechaliśmy, ale oczywiście rzeczywistość jest inna. Nie jest to nawet szuter, tylko po prostu rozjeżdzona ziemia (jak droga polna) i nie polecam jej "zwykłym" motocyklom i samochodom. Chociaż jest i tak o wiele lepsza niż wczorajsza trasa od wschodu do Jiny czy do Sarmizegetusa Regia.
Jedziem brzegiem na południe, mijamy rozpadający się most który kiedyś zapewne miał kompletne barierki i w końcu docieramy do wykutego w skale tunelu. Za nim jesteśmy juz na rozstaju dróg na tamie - zamknęliśmy kółko wokół jeziora.
Jedziemy dalej, docieramy ponownie do Curtea de Arges, i kierujemy się na wschód przez Campulung do Bran. Droga ta wiedzie cały czas przez wzgórza z widokami na wysokie, zaśnieżone góry po obu stronach. Po drodze, na jednym z przystanków spotykamy miejscowy supermarket w postaci rozpadającej się Daci i jej właścicieli sprzedajacych miejscowe "coś". Mieli butelki z jakimś płynem oraz coś co przypominało sery (żółte kule) lub pień drzewa z pokrywką - zapewne w środku było coś do jedzenia. Zakupiliśmy kawałki sera i wszystko wskazuje na to, że była to bryndza.
Do miejscowości Bran docieramy wieczorem i tutaj zostajemy w pensjonacie koło zamku. Z okna pokoju mamy nawet widok na podświetlony zamek, a bryndza przydaje się na kolacje.

trasa dnia: mapa satelita
















Czwartek 3 maja
Rano udajemy się do zamku. Wstęp oczywiście płatny, dla studentów 50% taniej, wiec niektórzy spryciarze zakupują bilety korzystniej (dowód osobisty jako legitymacja). Przy wejściu na teren parku zamkowego, pan kasujący bilety, pokazując na aparat fotograficzny coś tam po swojemu mówi. Oczywiście chodzi mu o fakt, iż fotografowanie wymaga wykupienia dodatkowego biletu, ale my na wszelki wypadek nic nie rozumiemy i w końcu sobie odpuszcza.
Zamek, który zamierzamy obejrzeć, to miejsce popularnie nazywane zamkiem Drakuli. Budowla, której wnętrze jest udostępniane dla turystów, jest naszpikowana kamerami i elektronicznymi barierami, po przekroczeniu których rozlega się komunikat, że nie wolno dotykać eksponatów.
Po zwiedzaniu, zwalniamy nasze pokoje i jedziemy dalej przez Rasnov do Brasova. Tutaj udaje się odnaleźć cytadele na wzgórzu w centrum miasta, która jednak nie powala swoim wyglądem.
Przelot "czerwoną" drogą (nawet dobra nawierzchnia) do Sighisoary i tutaj parkujemy w mniejszej uliczce tuż koło zabytkowego centrum. Motocykle zostały z pozapinanymi tarczami, z kompletem bagażu na sobie, kaski też przypięte do moto. Zwiedzamy zabytkowe centrum, m.in. wspinamy się po schodach w drewninaym tunelu (Schody Szkolne) na wzniesienie. Ta zabytkowa część miasta jest bardzo mała i zaniedbana. Wzgórze porośnięte pokrzywami, a z jego szczytu nawet nie ma widoku, bo zasłaniają go dziko rosnące krzaki.
Z Sighisoary jedziemy w stronę Targu Mures, aby w połowie drogi odbić w prawo w stronę Bikaz. Jedziemy przez mniej górzyty teren aż do Gheorgheni. To własnie miedzy tym miastem a Bikaz leży wąwóz Bikaz. Wówóz zostawiamy na jutro i zostajemy na noc w hotelu przy głownej drodze.

trasa dnia: mapa satelita




Piątek 4 maja
Rano startujemy na wschód w stronę miasta Bikaz. Najpierw wspinamy się na przełęcz, potem w dół a wokół nas wyrastaja coraz wyższe skały. Mnóstwo zakrętów, górskie jeziorko, dwa równoległe tunele (stary wykuty i nowy wybetonowany) i oczywiście stragany z pamiątkami. Cała trasa pomiędzy Gheorgheni a Bikaz to ciekawy odcinek, ale najgłębszy wąwóz o stromych ścianach to tylko mały jej wycinek, ale jak najbardziej godny zobaczenia.
Po wyjeździe z wąwozu, dojeżdżamy do miasta Bikaz i tutaj skręcamy w lewo w stronę jeziora Muntelui. Jedziemy jego wschodnim brzegiem na północ, następnie ponownie wjeżdzamy w góry (Karpaty) i dalej jedziemy długim odcinkiem przez miejscowości Vatrea Dornei, Borsa, Viseu de Sus. Pomiędzy jeziorem Muntelui z Borsą praktycznie cały czas wzdłuż drogi płynęła górska rzeka. Za miejscowością Viseu de Sus z głównej drogi skręcamy w lewo w małą drogę, aby dojechać nią do mniejszej drogi równoległej do głównej. Jesteśmy w krainie Maramures. Na tej drodze znajduje się Barsana, ze swoimi drewnianymi cerkwiami (obiekt Światowego Dziedzictwa UNESCO). Motocyklami podjechaliśmy do góry pod samą bramę wejściową, jest tam małe miejsce parkingowe dla kilku samochodów, a większy parking jest niżej przy głownej drodze. Normalnie wstęp i fotografowanie są płatne, ale jakoś nikt niczego nie chciał przy wejściu - może dlatego, że było już dość późno. Trawniki pielęgnują zakonnice, cały kompleks jest ładnie utrzymany.
Zachód słońca juz blisko, więc szybko przelatujemy przez Sighetu Marmatiei do małej Sapanty i tam odnajdujemy "Wesoły Cmentarz", na którym pomniki zwracają uwagę swym ciemnoniebieskim kolorem. Na nagrobkach uwiecznione są sceny z życia zmarłych, ich portrety lub sceny przedstawiające sposób w jaki zgineli lub to, czym zajmowali się za życia.
Po drugiej stronie ulicy w głębi, znajduje się jeszcze jedna drewniana cerkiew. Do obu tych miejsc prowadzą brązowe tablice informacyjne przy głownej drodze.
Robi się ciemno, jedziemy w kierunku Satu Mare szukając po drodze noclegu. Albo nic nie było, albo było wszystko zajete. Jechaliśmy więc dalej aż do samego Satu Mare, przez górzyste tereny i kręte drogi. Jak się przyjrzałem nawierzchni na którymś zakręcie, okazało się, że jest to w kostka z małymi pozostałościami asfaltu. A tak się fajnie jechało dopóki nie wiedziałem po czym...
Wpadamy w centrum miasta i tutaj zaczynamy poszukiwania noclegu. Stoimy na centralnym placu miasta i wokół nas zabytkowe kamienice, na nich reklama hotelu, ale stwierdzamy, że wygląda za ładnie. Na wprost kolejny hotel w typowym bloku. Jedna osoba poszła popytać jakie warunki. Kiedy wróciła dowiedzieliśmy się, że mają miejsca, cena do przyjęcia, brak garażu, ale możemy zaparkować w holu koło recepcji. Ruszamy więc w jego kierunku, ale po drodze okazuje się, że skręcamy nie do tego hotelu w bloku, tylko do jakiejś kamienicy. Zabytkowa elewacja, recepcja w marmurach, obsługa w odpowiednich garniturkach. Kolega który szukał hotelu nie powiedział nam, że to nie ten blok, na który wszyscy patrzyli, tylko coś znacznie ciekawszego. Ale skoro cena do przyjęcia, to zostajemy. W myślach tylko pytanie: czy aby na pewno dobrze zrozumiał cenę? A może to nie za pokój tylko za osobę? I jeszcze śniadanie w cenie...
Obsługa hotelu wynosi wczesniej przygotowaną deseczkę - pochylnię, aby kulturalnie wjechać na jeden stopień do holu hotelu i dalej pod recepcję. Zapinamy (mimo wszystko) moto i z kuframi do pokoi. Później w poszukiwaniu jakiegoś pożywienia wyruszamy wokół placyku i zaraz znajduje się lokal z pizzą i kebabami. Oczywiście pod lokalem dyżurne Rumunki żebraczki.

trasa dnia: mapa satelita










< Sobota 5 maja
Dzień powrotu. Przed nami przelot do domu. Z Satu Mare do Wrocławia mam około 800km. Tuż za Satu Mare opuszczamy Rumunię i jesteśmy na Węgrzech. Po drodze odłączają sie kolejne osoby - jadą najkrótszą drogą do siebie. Zatrzymujemy się na tankowania i drobne przerwy. Wieczorem lub w nocy wszyscy szczęśliwie docierają do celu.

trasa dnia: mapa




Podsumowanie

Zrobiliśmy 3500 km, w tym 1900 km to samo zwiedzanie Rumunii.

Motocykl spisał się bez zarzutów, a nie miał lekkiego życia na tym wyjeździe. Rumuńskie drogi są fatalnej jakości, oznaczenie ważności dróg na mapach potrafi zaskoczyć - dwie takie same "żółte" drogi na mapie okazują się zupełnie różne - jedna to dziurawy asfalt, a druga to droga polna. Jeśli ktoś chce jeździć tylko "czerwonymi drogami", to nie ma problemu, ale jeżeli chce się zobaczyć coś więcej, niż to, co oferują zorganizowane wycieczki, to trzeba trochę potaplać się w błocie. Na wyjazd polecam więc motocykle o terenowym usposobieniu. Nie trzeba będzie zawracać, kiedy okaże się, że utwardzona droga zamienia się w bagno, nie zawiesimy się na jakiejś dziurze, no i resorowanie będzie bardziej komfortowe na ich fatalnych nawierzchniach.
Na miejscu spotkaliśmy Polaków podróżujących kilkoma samochodami terenowymi i po ilości błota na ich pojazdach wnioskuje, że dobrze bawili się w górach.

Codziennie mieliśmy możliwość nocowania w hotelach, motelach, pensjonatach, tak więc można śmiało jechać bez własnego "domu".
Motocykle nocowały pod hotelem spięte razem, w garażu, w holu hotelowym. Podczas zwiedzania stały na ulicy z wszystkimi bagażami i nic nie zginęło.
Wszędzie, gdzie się pojawialiśmy, wzbudzalismy wielki entuzjazm tubylców, począwszy od dzieci, aż po dorosłych. Od nieustannego machania można się zmęczyć.
Jeśli jadąc po Rumuni będziecie się zastanawiać gdzie bedzie dziura w jezdni, to odpowiadam - na zakręcie.
Ceny paliw porównywalne z naszymi, we wszystkich krajach zawsze płaciłem za paliwo kartą Visa Electron i nie było problemów. Piszę tutaj o dużych, markowych, stacjach paliw. Przed tankowaniem sprawdzaliśmy tylko czy maja naklejkę Visy na drzwiach.
Ceny hoteli na poziomie 30 Euro za pokój dwuosobowy, bywało też taniej, a drożej oczywiście by się zawsze znalazło. Śniadanie w cenie nie jest zasadą.

Wyjazd bardzo się udał, zwiedziliśmy o wiele więcej "polnych" dróg niż zakładaliśmy bo... tak wyszło.
Jeśli chcecie pozwiedzać trasy w wysokich górach, w tym również trasę Transfogarską, to wybierzcie sie latem. Śnieg trzyma sie tam naprawdę długo.
Uważam Rumunię za bardzo dobry cel wyjazdu dla jeżdżących na turystycznych enduro, tam naprawdę przyda się taki charakter motocykla.

Maju

wszystkie zdjęcia z wyprawy - 407 szt.
mapa całej trasy - ślad GPS